Mój Tata Zbyszek odszedł, mój pierwszy bohater, wzór, obraz z dzieciństwa; bardzo silna i uparta osobowość epoki twardzieli/wrażliwców; nieugięty i zaparty, ufający systemowi.
Moja ostatnia lekcja od Taty - mam wyostrzone zmysły, powracające falami silne wspomnienia, nieoceniona tęsknota, wyrwa i smutek.
Zawdzięczam mu wychowanie, poczucie bezpieczeństwa, smak "Bobofruta" (gdy w sklepach na pułkach stał tylko ocet); zaradny, pracowity, odpowiedzialny, patrzący w przyszłość. Na zdjęciu przystojniak z wnukami.
19.02.2025
Pamięć, jako głos dziedziczenia.
Pożegnałem mojego Tatę. To nie wszystko, to głośne milczenie, swoista tęsknota, łzy i głębia, która nie potrzebuje słów.
Pamięć o nim pozostaje żywa, nie tylko w umyśle czy w sercu, ale w każdym ruchu mojego ciała, w geście, w dźwięku, który wypowiadam. Mówią, że "aktorem się bywa", ale ja mówię: odkąd reżyseruję - nie schodzę ze sceny - staję się/jestem obecny dla siebie i innych.
Odkąd pamiętam mój Tata dawał z siebie wszystko – na swój sposób, w swojej prawdzie, a standard, który wykształcił przez lata doświadczeń, był jego osobistym darem. Tę jakość ukształtowali jego rodzice, realia systemu i świat pełen wyzwań, które musiał podejmować. Miał szczere do bólu i specyficzne poczucie humoru. Przemawiała przez niego niesamowita energia, odwaga i siła,
poczucie odpowiedzialności i wrodzona, naturalna lojalność, w tej sile była również wrażliwość – cicha, dyskretna, ale prawdziwa. Choć wychowywał mnie twardą ręką nigdy nie poczułem się przez niego odrzucony - to coś, co dziś czuję jako dar – fundament mojego wewnętrznego źródła mocy i właśnie z tej jakości – autentycznej obecności, poczucia zakorzenienia, głębokiej lojalności wobec życia – rodzi się we mnie siła do tworzenia i ta siła nie wynika z ego ona wynika z dziedziczenia, z pamięci komórkowej i z ciszy, która mówi więcej niż słowa.
Dorastanie w Jego obecności nie było łatwe, było wymagające, było intensywne, ale w tym wszystkim była mocna lekcja obecności i świadomości, bo łatwiej było się zamknąć, niż zostać otwartym, łatwiej udawać, niż pokazać prawdę...,a jednak w 2000 roku poczułem w sobie coś więcej świadomość, intuicję, głębokie wołanie i odważyłem się "wyfrunąć z gniazda".
To nie było odejście, to był wybór, wykorzystanie momentu, zaufanie sobie. To był gest, miłości do tego, co mnie ukształtowało i
jednocześnie otwarcie nowego etapu mojego życia - nowego Aktu.
Zatem nie odcinam się od przeszłości – ja ją przyjmuję z wdzięcznością, z pokorą, z głosem, który chce przemówić dalej.
W mojej pasji: reżyserii holistycznej - nie chodzi o kreację na zewnątrz to kreacja, która zaczyna się w głębi dziedziczenia, w ciele, które niesie historie przodków, w głosie, który drży nie tylko z emocji, ale z pamięci komórkowej, w ruchu, który nie śledzi choreografii, ale wewnętrznego impulsu.
To, co dziedziczymy, nie musi nas więzić. może nas prowadzić przez sztukę, przez obecność, przez akceptację. Właśnie dlatego stworzyłem przestrzeń: "Kreuję, więc jestem czyli Mój pierwszy Monodram" – by inni jak ja mogli odnaleźć siebie - nie pomimo dziedzictwa ale dzięki niemu.
Dziś, gdy tworzę, słyszę czasem jego głos, nie w uszach, ale w głębi, w geście, w spojrzeniu, w pauzie - w dziedzictwie właśnie.
Czuję wdzięczność
Ta scena Tato jest też Twoja.